Wminiony weekend dotarła do mnie wiadomość, że w internecie ogłoszono powstanie grupy inicjatywnej mającej na celu rejestrację izby leśnej, czyli przedstawicielstwa środowiska leśnego o kompetencjach nieznacznie większych niż zwykłe stowarzyszenie, jakim jest np. SPL. Nie chcę obecnie pisać o roli izb w systemie gospodarczym naszego kraju, którą uważam za mocno przereklamowaną, ale skupię się na tym konkretnym przypadku.
Już sama projektowana nazwa – polska leśna izba gospodarcza jest przekłamaniem, ponieważ sugeruje przynależność do niej całego polskiego sektora leśnego. Tymczasem planowana działalność izby dotyczy właściwie wyłącznie przedsiębiorców leśnych. Właściwa nazwa powinna izby powinna moim zdaniem zawierać zwrot „przedsiębiorców leśnych” lub „przedsiębiorczości leśnej”.
Na podstawie kilkustronicowego, bardzo ogólnikowego pisma, które każdy może sobie wydrukować z internetu, mam duże obawy, czy inicjatywa ta ma służyć przedsiębiorcom leśnym w Polsce.
Moje wątpliwości wzbudziły przede wszystkim następujące kwestie:
- Dlaczego przed ogłoszeniem powstania „izby” nie zaproszono całego środowiska do konsultacji dotyczącej organizacji i zakresu działania. Dlaczego nie ogłoszono odpowiednio wcześniej w mediach leśnych o zamiarze organizacji izby leśnej? Dlaczego nie odbyły się w całym kraju – od Szczecina do Rzeszowa – otwarte spotkania organizatorów „izby” z przedsiębiorcami leśnymi na których mogliby oni przedstawić swoje oczekiwania wobec tworzonej nowej organizacji?
- Dlaczego wszystkie działania organizatorów „izby” odbywały się do tej pory w tajemnicy przed przynajmniej częścią środowiska leśnego? Jak to ma się do np. transparentności, która jest moim zdaniem niezbędna w tego typu przedsięwzięciach? Dlaczego już na samym początku dzieli się przedsiębiorców leśnych na uprzywilejowanych i nieuprzywilejowanych?
- Jedna z osób, która podpisała się w zaproszeniu, jest mi bardzo dobrze znana i moim zdaniem nie powinna zajmować się ona publicznymi (cudzymi) pieniędzmi. To wygląda tak, jakby lis zapraszał kury do swojego kurnika. Inna z osób podanych w zaproszeniu z imienia i nazwiska od ok. dwóch lat unika spotkania z redakcją „Drwala” w celu przeprowadzenia rozmowy (wywiadu). Zastanawiam się jak ta osoba może integrować środowisko?
- Brakuje mi biogramów osób podpisanych pod zaproszeniem. Czy ktoś (kto?) ich wybrał i upoważnił do zakładania „izby” skoro nie było żadnych konsultacji z całym środowiskiem? Jakie te osoby mają wykształcenie i kwalifikacje do zakładania i prowadzenia takiego przedsięwzięcia? Czy ktoś z tych osób prowadził do tej pory jakąkolwiek działalność społeczną? Jak do tej pory była ta działalność oceniana? Czy to są osoby lubiane i mające zaufanie środowiska przedsiębiorców leśnych na szczeblu lokalnym i/lub krajowym? Dlaczego, wśród organizatorów nie ma np. przedstawicieli nauki leśnej?
- W jaki sposób „izba” może sensownie i skutecznie reprezentować dwie przeciwstawne sobie grupy zawodowe? Przecież interesy producentów i importerów maszyn leśnych są jednak inne od interesów przedsiębiorców leśnych. Sprzedawca maszyny leśnej zwykle chce sprzedać ją z jak największą marżą, a przedsiębiorca leśny chętnie ją kupi za jak najniższą cenę. Ciekaw jestem, jaka byłaby opinia „izby”, jeśli importerzy maszyn leśnych chcieliby zaostrzenia przepisów np. dotyczących emisji spalin, dotyczących indywidualnego importu używanych maszyn leśnych przez samych przedsiębiorców leśnych, a przedsiębiorcy leśni chcieliby złagodzenia tych przepisów aby import indywidualny był tańszy? Moim zdaniem organizatorom chodzi wyłącznie o powiększenie bazy do ściągania rocznych składek.
- Jedną z niewielu konkretnych danych (jedyną wytłuszczoną oprócz śródtytułów), jaką można wyczytać w piśmie z internetu, jest wysokość składki. W 2016 r. każdy zainteresowany przedsiębiorca będzie musiał wybulić 1200 zł. Jest to moim zdaniem bardzo duża opłata, za którą przedsiębiorca nie otrzymuje nic konkretnego oprócz gładkich słów organizatorów „izby”.
- Najbardziej cyniczny jest moim zdaniem fragment dotyczący rzekomych korzyści, z których będzie mógł skorzystać przedsiębiorca leśny po przystąpieniu do „izby”. Zwrot „w dużej części” składki jest bardzo atrakcyjny, ale nie działa już na ludzi jak w latach 90. Prawdopodobnie może wyglądać to tak: kurs czegoś tam 1000 zł, uczestnik płaci 800 zł, „izba” „dopłaca” 200 zł, a „na mieście” kurs kosztuje 600 zł. Frazesy typu: „Solidarność członków…”, „Pomoc członków…”, „Poprawa pozycji pojedynczego przedsiębiorcy…”, „Wpływ na kształtowanie kierunków i metod działań…”, „Korzystanie z możliwości bezpośrednich spotkań…”, „wsparcie biura „Izby”…” nic organizatorów „izby” nie kosztują.
- Brak projektu statutu, który jest najważniejszym dokumentem każdej izby gospodarczej. Mam wrażenie, że planowane jest prowadzenie działalności gospodarczej przez „izbę”, która na tak małym rynku może mieć destrukcyjny wpływ na inne firmy na nim działające. Dlaczego to się ukrywa przed opinią publiczną?
W obecnej sytuacji warto porządnie przemyśleć sens wstępowania do „izby”, która moim zdaniem w taki sposób próbuje rozpocząć działalność. Czy „ojcowie założyciele” – popełniając na starcie masę błędów – mogą cokolwiek sensownego zorganizować i zaproponować środowisku przedsiębiorców leśnych? Każdy przedsiębiorca musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie.
Zawsze namawiałem przedsiębiorców leśnych, aby łączyli swoje siły, szczególnie na szczeblu lokalnym. Najważniejsze jest jednak sprawdzenie na początku drogi swoich możliwości we własnym lokalnym środowisku. Gdy ten egzamin wypadnie pozytywnie, można się zabierać za tworzenie ogólnopolskiej organizacji.
I jeszcze jedno warto pamiętać: ważna i trwała jest integracja środowiska wokół pozytywnych idei, a nie przeciwko komuś lub czemuś. Stosunkowo łatwo jest zorganizować demonstrację przeciwko „złym” Lasom, ale trudniej promować we własnych szeregach ludzi kompetentnych.
Witold Łasica
PS
Zapraszamy wszystkich zainteresowanych Czytelników „Drwala”, przedsiębiorców leśnych, importerów i producentów maszyn leśnych do dzielenia się przemyśleniami dotyczącymi inicjatywy tworzenia izby leśnej.